piątek, 23 marca 2012

Stereotyp nr 4: Polska nie ma szans wygrać Eurowizji

To, że nasz kraj nie ma szans wygrać Eurowizji (i że z tego powodu nie warto festiwalu oglądać, emitować, a nawet brać w nim udziału) to bardzo często powtarzany slogan. Myślę, że sto razy bardziej prawdziwe jest przekonanie o tym, że Polska nie ma szans wygrać Euro, ale z tego powodu nikt nie wątpi w sens samej sportowej imprezy, prawda?

Co takiego zmusza dumny polski naród do kwestionowania racji bytu konkursu piosenki z powodu naszych licznych porażek?

Czy jest to poczucie, że wystawiliśmy najlepszego możliwego kandydata i wiara w powodzenie jego kompozycji? Na pewno NIE! Gdybyśmy wierzyli, że nasi reprezentanci, wysyłani od dobrych dziesięciu lat na Eurowizję byli wspaniali, ale z powodu jakiegoś zapewne spisku nie zostali docenieni i dlatego zajmowali hurtowo ostatnie miejsca, to nasze podstawy do wiary, że w tym konkursie nie mamy szans byłyby przynajmniej merytoryczne. W takie bajki nie wierzę nawet ja, chociaż otwarcie przyznaję, że uwielbiam ten konkurs. Polacy lecą sobie w kulki i wysyłają złe piosenki - o czym była wcześniejsza notka.

Teraz przyjrzyjmy się prawdziwym powodom, które w głowach Polaków racjonalizują nasze niepowodzenia:

1. "Nikt w Europie nas nie lubi, więc nikt na nas nie głosuje, bo głosowanie jest polityczne". To jawna bzdura. Niby za co mają nas (jacyś oni) nie lubić? Co myśmy (im) takiego zrobili? Poprzednią Eurowizję wygrał Azerbejdżan - to jest "nielubiany" kraj. Nie "lubi" go chociażby Armenia, która wycofała się z tegorocznego konkursu w atmosferze skandalu politycznego. A kto w Europie "lubi" Niemców? Nie chce mi się nawet wymieniać tych różnych stereotypowych i krzywdzących powodów, dla których wiele narodów nie lubi naszych zachodnich sąsiadów... I oni jednak, kiedy wystawili dobrą piosenkę, dali radę wygrać Eurowizję. Może się powtórzę: gdyby to "lubienie" miało tak ogromny wpływ na wyniki konkursu, to co roku wygrywałaby Rosja, jako kraj o największej ilości "przyjaciół", a zapewniam, że tak nie jest. Eurowizję wygrywały już różne kraje, przegrywały różne kraje i mało który naród interpretuje powodzenie lub niepowodzenie przez pryzmat spisków, nieuzasadnionych sympatii, niezbadanych animozji. No, chyba, że jesteśmy tak nielubiani za gwałt na wszystkich dziewięciu muzach naraz, jakim bywają występy naszych demokratycznie wybranych reprezentantów.


2. "Nasze kompozycje nie trafiają w eurowizyjny, kiczowaty gust". Tak, tak - bo my Polacy, potomkowie Sarmatów mamy szalenie wysublimowane podniebienia muzyczne, no i jesteśmy hiper-awangardzistami; właśnie na przekór Europie i całemu światu produkujemy tylko wspaniałą muzykę, a nie jakąś popową sieczkę, która by się przyjęła na tym debilnym konkursie... Pozostawię to bez komentarza, żeby nie ironizować zanadto pod adresem narodowców i to takich, którym udało się uniknąć wysłuchania naszych eurowizyjnych propozycji z pięciu ostatnich lat, bo zgaduję, że chyba tylko oni mogą głosić podobne opinie.

3. "W Polsce nie ma dobrych piosenkarzy, nie ma kogo wysłać, dlatego się dobrze nie prezentujemy na Eurowizji". To wersja pogodzonych z losem, bez syndromu wyparcia artystycznego zakalca, który zdarza nam się wysłać na konkurs. Czy naprawdę w prawie czterdziestomilionowym narodzie nie znajdzie się zdolny piosenkarz, kompozytor i tekściarz? Czy naprawdę osoby, które głoszą taki pogląd są w stanie z ręką na sercu powiedzieć: "nie słucham i nie kupuję płyt polskich zespołów, bo są strasznie złe"? Czy naprawdę nie szkoda było TVP przez te lata wydawać pieniędzy na organizowanie preselekcji, przygotowań do występu oraz wyjazdu na konkurs naszego słabego reprezentanta, skoro można było niedużym wysiłkiem poszukać kogoś lepszego, kto grałby coś lepszego? Widocznie - szkoda było, ponieważ w tym roku TVP tych wszystkich niezrozumiałych zabiegów nie wykona.

4. "Konkurs nie cieszy się w Polsce popularnością, w Europie też nie, jest jakiś dziwny, marginalny i trudno powiedzieć o nim cokolwiek pewnego, dlatego trudno przewidzieć kto wygra, no i w ogóle - jest to wszystko bez sensu". Bełkotliwe wyjaśnienie tego całego bałaganu, pełne niedomówień i niezrozumienia zagadnienia. Eurowizja w dzień transmisji na żywo gromadzi przed telewizorami 20-25% widzów w Polsce. W Europie zaś mówi się o renesansie tego konkursu. Konkurs ma swoje zasady, prawa i tendencje, ale jest wciąż żywy i zaskakujący. Tę opinię współdzielą jedynie ci, którzy nie mieli cierpliwości, żeby choć raz w życiu obejrzeć cały eurowizyjny koncert.


Za polskie porażki w futbolu zwykliśmy - chyba słusznie - winić PZPN. Należy sobie uzmysłowić, że tę samą rolę na eurowizyjnej niwie odgrywa TVP. Może to telewizja robi coś nie tak? Może nie należy winić za niepowodzenia wszystkich wokoło, ale szukać problemu w sobie? Może należy coś zmienić w podejściu do konkursu, w sposobie wybierania polskiego reprezentanta? Może? Może w takim razie nie wszystko jeszcze stracone?

Frater Ж

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz