Ale instytucja ta nie cierpi w samotności na tak zdiagnozowaną chorobę. Gdyby rozejrzeć się po otaczającej nas rzeczywistości, szybko się zorientujemy, że ta sama przypadłość dotknęła zarządzających szkolnictwem, nauką, polityką transportową czy refundacją leków. Chodzi mi o te sytuacje, w których podejmowane są absurdalne decyzje, które zawsze określane są mianem "koniecznych" a jednocześnie na pierwszy, drugi i nawet tysięczny rzut oka zdają się chybione. Oczywiście można postawić inną diagnozę, według której za durnymi decyzjami kryje się brak pieniędzy i w konsekwencji oszczędności. Ale taki sposób myślenia do niczego nie prowadzi - w wymienionych branżach zawsze i wszędzie było i będzie za mało pieniędzy (to znaczy: zawsze mogłoby być tych pieniędzy więcej). W tym przypadku chodzi raczej o brak pomysłu, co z tymi pieniędzmi, które są do dyspozycji, można zrobić. Brak pomysłu wynika zaś z zatracenia celu działania, z pogrążenia się w bezproduktywnych machinach biurokracji. W efekcie uniwersytety przyjmują wszystkich kandydatów bez względu na poziom ich przygotowania do studiów; uczniowie w szkołach nie zdobywają wiedzy, lecz uczą się rozwiązywać testy; nauczyciele spędzają prawie tyle samo czasu przy tablicy, co z nosem w papierkach, których nikt potem nie czyta; lekarze trzęsą portkami przed wypisywaniem recept, bo za 4 lata przyjdzie kontrola, by zlicytować im mieszkanie; urzędnicy boją się podejmowania decyzji; w ramach poprawy działania kolei ogranicza się ilość pociągów, a TVP zaprzestaje uczestnictwa w międzynarodowej imprezie o wielkiej oglądalności (przypomnę, że uważam to za niezgodne z fragmentam Ustawy o Radiofonii i Telewizji, o którym już pisaliśmy). Ech, do tego niestety informacja publiczna leży, więc kontrolowanie działania publicznych instytucji przez obywateli jest wręcz niemożliwe, choć powinno się bez utrudnień odbywać wszędzie tam, gdzie coś jest finansowane z naszych podatków.
Frater Σ