czwartek, 26 kwietnia 2012

Stawiam na Eurowizję

Miesiąc do finału. Coraz więcej mówi się o faworytach bukmacherów lub o typowanych zwycięzcach nadchodzącego konkursu. Jako że mieszkamy nad agencją bukmacherską, postanowiliśmy się zainteresować rynkiem zakładów eurowizyjnych. Nawet w Polsce jest ich mnóstwo (nie przesadzę, jeśli oszacuję, że setki) i istnieje możliwość założenia się dosłownie o wszystko - o każdy parametr konkursu. Można typować, który kraj zwycięży, który wyjdzie z półfinału, który nie wyjdzie. Który będzie wyżej niż jakiś inny. Z którego półfinału będzie pochodził zwycięzca (a może zwycięży piosenka, która nie będzie pokazana w półfinale?). Brakuje tylko zakładu o to, czy i komu spadnie spódniczka, hi hi.

W tym roku nie za bardzo opłaca się stawiać na Szwecję, bo wygrana - jak na dziś - wynosi 1:2, góra 1:3 (czyli za każdą postawioną złotówkę, w razie wygranej Szwecji, możemy dostać góra 3 zł), faworytką jest też Włoszka, no i oczywiście wysoko plasują się Babuszki z Buranowa. Warto dla odmiany zaryzykować i postawić np. na czarnogórskie "Euro Neuro", bo zapowiadana wygrana, jeśli Rambo Amadeus zwycięży na Eurowizji, w niektórych firmach bukmacherskich sięga w tym przypadku nawet 1:200.


Wcale się nie znamy na zakładach, mimo sąsiedztwa. I pewnie w tym roku także nie odważymy się postawić na jakąś tam ulubioną piosenkę, ale temat nas zaciekawił... Okazuje się, że w zeszłym roku na początku maja bukmacherzy najliczniej obstawiali piosenkę z Francji! A - przypomnę - zajęła ona ostatecznie skromne 15. miejsce. Zaś zwycięska piosenka z Azerbejdżanu plasowała się w rankignach bukmacherów średnio w okolicach 6. miejsca. Jednym słowem - można było już na niej trochę zarobić. I tak było niemal co roku. Niemal co roku przewidywania biorących udział w zakładach mijały się z ostatecznym wynikiem konkursu. I niech mi ktoś jeszcze raz powie, że na Eurowizji wszystko jest z góry ukartowane i do przewidzenia, jeśli zna się mapę politycznych wpływów i międzynarodowych sympatii.

Frater Ж

niedziela, 22 kwietnia 2012

Ach, ten Azerbejdżan

Kolejne ważne informacje, które napływały do nas podczas minionego tygodnia, a które dotyczą Eurowizji i nie mogą być przemilczane przez tak opiniotwórcze medium jak nasz blog, to te o naruszaniu praw człowieka przez reżim w Azerbejdżanie, czyli w kraju-gospodarzu tegorocznego festiwalu. Według OGAE Amnesty International wzywa wręcz do bojkotu konkursu. Podobnie czynią dziennikarze z wielu krajów starej Europy, przywołując wspomnienia chwalebnego historycznego bojkotu Eurowizji przez Austrię na znak protestu przeciwko reżimowi Franco w Hiszpanii. Czytelnicy strony polskiego OGAE naturalnie ironizują, że szkoda, iż tak późno zwrócono uwagę na uciskanych Azerów i konflikt azersko-ormiański, bo gdyby Polska podała jako powód swojego odejścia od konkursu polityczne oburzenie, to nie byłoby obciachu, a nawet uchodzilibyśmy za bohaterów.


I tu pojawił się dla nas problem... Co robić, kiedy z jednej strony docierają do nas informacje o tym, że Azerbejdżan planuje zorganizować najdroższą Eurowizję w dziejach, gdy jednocześnie wiadomo, że jest to kraj społecznych nierówności i ucisku obywateli, a z drugiej strony nic nie jest w stanie sprawić, żebyśmy przestali być fanami konkursu? Co robić? Przecież nie będziemy promować tego planowanego bojkotu. Sami nie zrezygnujemy z oglądania. Z drugiej strony nie godzi się jasno nie potępić pogwałacania praw człowieka...

Dlatego postanowiliśmy rozpracować ten problem i w popularyzatorskim felietonie przybliżyć czytelnikom, o co chodzi w azerjbejdżańskim skandalu z Eurowizją w tle. W końcu gdyby nie kontrowersje związane z organizacją ESC, wielu ludzi nadal nie dosięgałaby refleksja, co też się tam dzieje nad tym Morzem Kaspijskim. Wypytaliśmy nawet o szczegóły znajomego Ormianina (i fana Eurowizji), żeby wszystko dobrze zrozumieć.

Od 1991 roku, kiedy to po rozpadzie ZSRR ustalono nowe granice kaukaskich niepodległych państw, między Armenią a Azerbejdżanem wciąż tli się cicha wojna o autonomiczny region - Górny (Górski) Karabach. Jest to obszar zamieszkany w 75% przez Ormian, przynależący jednak z powodów historycznych do państwa azerskiego. Po kilkuletniej wojnie w latach 90-tych Azerowie uznali autonomię konfliktogennego regionu, co satysfakcjonowało także stronę ormiańską. W praktyce Karabach jest dziś osobnym państewkiem rządzonym przez niezależną Radę (w większości ormiańską), można go uznać de facto za byt niepodległy, jednak żaden rząd (nawet ormiański) tego nie robi. Niestety, parę miesięcy temu na granicy ormiańsko-azerskiej znów zrobiło się gorąco. Doszło do kilku krótkich wymian ognia między wojskami obu państw, padły mocne słowa z ust prezydentów i nawet, o czym już pisaliśmy, Armenia demonstracyjnie wycofała się z udziału w Eurowizji w Baku. Zarząd armeńskiej telewizji uzasadnił swoją decyzję nie tylko konfliktem z sąsiednim krajem, ale dodatkowo nierespektowaniem przez Azerów podstawowych praw człowieka. Rzeczywiście, rząd azerski często określany jest mianem reżimu, Amnesty International prowadzi obserwację tego państwa i wielokroć wskazywało na różne przykłady nierespektowania praw człowieka - zwłaszcza wobec opozycjonistów (którzy często są Ormianami), a którzy bywają inwigilowani, więzieni, torturowani. Przykładem inwigilacji - często przytaczanym ostatnio przez rozmaite media - mogą być przesłuchania, którym poddano 43 obywateli Azerbejdżanu, którzy oddali swój głos podczas Eurowizji w 2009 roku na ormiańską (świetną) piosenkę "Jan Jan". To był przecież konkurs piosenki, a urządzając z tego powodu przesłuchania, azerskie władze jasno pokazały, że ktoś się tutaj nie umie bawić... 

Dziwne rzeczy dzieją się także ostatnio w Górnym Karabachu, podobno niektórych mieszkańców pochodzenia ormiańskiego przymusowo przesiedlono wgłąb Azerbejdżanu, by rozrzedzić społeczność Ormian i pozbyć się stamtąd co bardziej wywrotowego elementu, upatrując w tym sposobu rozwiązania nadgranicznego konfliktu. Nasz znajomy Ormianin podkreślał jednak, że w tym konflikcie nie jest tak, że Azerbejdżan jednoznacznie przyjął rolę agresora, a Armenii można wyłącznie współczuć. W międzynarodowych konfliktach nigdy tak nie jest. Przy tej okazji należy jeszcze wspomnieć, że niezbyt humanitarne wysiedlenia to w takich nie-do-końca-rebublikach chleb powszedni. Żeby było ślicznie podczas tegorocznej Eurowizji, zburzono w Baku spore osiedle, podobno mieszkające tam rodziny miały bardzo mało czasu na wyprowadzkę, no i nie zapewniono im żadnych lokali zastępczych. Siedząc w Polsce trudno jest zweryfikować, czy rzeczywiście opisywane w naszych mediach zdarzenia były aż tak dramatyczne, czy też może na fali nienawiści w stronę Azerów, media starają się wynajdować coraz to nowsze i bardziej szokujące sensacje. Może rozbiórki były planowe? Może Eurowizja była tylko pretekstem, by okiełznać architektoniczny chaos (lub zlikwidować slumsy), tak jak Euro jest dla Polski bodźcem do budowy dróg i wielu innych przemian w infrastrukturze?


Amnesty International założyło specjalny biuletyn o Azerbejdżanie w kontekście Eurowizji - i w tym biuletynie akurat nie ma nic o tych przymusowych wysiedleniach. Jego tytuł jest taki sam, jak tytuł zeszłorocznej zwycięskiej piosenki, czyli "Running Scared". Organizacja NIE namawia w nim do bojkotu konkursu w Baku. Nasze sumienia stały się dzięki temu nieco lżejsze. Amnesty promuje w tym biuletynie swoją akcję na rzecz wolności słowa w Azerbejdżanie, do której przyłączyli się znani z wcześniejszych Eurowizji muzycy. Mnóstwo, mnóstwo muzyków z Europy (w tym z Polski - Magdalena Tul) przyłączyło się do walki o wolność w Kraju Ognia. Ta solidarność artystów wobec problemu organizowania głośnej imprezy muzycznej w kraju z kłopotami ustrojowymi jest jak najbardziej na miejscu; wspieramy, podziwiamy, och, ach. Śpiewając będą walczyć m.in. o uwolnienie więźniów politycznych. Ale - powiedzmy sobie szczerze - nie oznacza to zachęcania do odwrócenia się od festiwalu.

Niestety, tradycją czy wręcz zasadą tego konkursu piosenki jest, że kraj którego piosenka zwycięży, staje się organizatorem następnej edycji ESC. Tak, to oznacza, że gdyby Białoruś wygrała, następny konkurs prawdopodobnie byłby w Mińsku - i... pewnie odbyłby się przy pustej widowni, bo jechać do reżimu Łukaszenki, to dopiero strach! No cóż, w tym roku zaszczyt organizowania Eurowizji przypadnie Azerbejdżanowi. Europa w kryzysie pewnie nawet się trochę z tego cieszy, bo przynajmniej pieniądze na Eurowizję (hojną ręką) wyda kraj, który te pieniądze ma... Pewnie, że towarzyszy temu wrażenie, że zabawę dla nas urządzi gospodarz, którego krajanie na co dzień są krzywdzeni, zagrożeni, nieszczęśliwi. Czy można jednak było zaradzić temu dzisiejszemu niesmakowi? Teoretycznie tak: można było odmówić (sic!) Azerbejdżanowi udziału w konkursie (sic!) piosenki (sic!) ze względu na nieustabilizowaną sytuację polityczną. No ale gdyby przykładać taką miarę przynależności do EBU, trzeba by było zerwać współpracę także z Białorusią, Rosją i Ukrainą, z niektórymi krajami bałkańskimi, Izraelem, z Włochami i Bułgarią, bo mają problem z mafią, ze wszystkimi państwami, które wspierają USA w misjach na Bliskim Wschodzie, a już zwłaszcza z Polską, bo wielu ludzi w naszym kraju jest przekonanych i chętnie o tym zaświadczy na arenie międzynarodowej, że nasz poprzedni prezydent wraz ze sporą częścią elit politycznych zginął w zamachu... Eurowizja to naprawdę nie jest narzędzie do dzielenia krajów na dobre, które mogą wystąpić w konkursie i złe, które w potępieniu powinny żałować, że nie mogą wystąpić. Eurowizja zawsze raczej łączyła, a nie dzieliła. Była też sceną pięknych i wzruszających manifestacji patriotycznych, gdy dany kraj znajdował się w politycznych opałach. Przypomnimy tylko jedną z nich:


Powierzanie organizacji imprez międzynarodowych państwom takim jak Azerbejdżan, ale też - z najnowszej historii - Chiny, RPA czy Rosja jest patową sytuacją, której żaden bojkot nie zaradzi. Mieliśmy już przecież Igrzyska Olimpijskie w Chinach, Mundial w RPA, Eurowizję w Rosji (w tym samym roku, w którym Rosja najechała Gruzję). Wszystko to często organizowane było przy pomocy siłą wprowadzanego porządku, uciskania obywateli, by bogatszy świat mógł się szampańsko bawić kosztem uboższych sąsiadów. Oczywiście przy każdej z tych okazji wiele było dyskusji, rozdzierania szat, pomysłów na bojkoty itp. Ale z perspektywy państw pierwszego świata najgorsze jest chyba to, że po umilknięciu stadionowych dopingów, opadnięciu eurowizyjnej kurtyny i zgaszeniu telewizorów tak łatwo zapominamy o przejściowych emocjach, jakich dostarczało nam roztrząsanie krzywd obywateli z dalekich niedemokratycznych krajów. Innymi słowy; co z tego, że przez tydzień nie będziemy oglądać transmisji z jakiegoś ważnego wydarzenia, a przy okazji nie kupimy np. chińskich produktów, skoro miesiąc później polecimy po iPada i Coca-Colę, które współfinansują chiński reżim. Poza tym nie ma chyba powodów, by karać samą instytucję, dajmy na to, konkursu Eurowizji, która z zasady jest ponadnarodowa i apolityczna. Lepiej wpłacić 10 euro na konto Amnesty i naprawdę postarać się chociaż na co dzień być świadomym obywatelem świata.

Fratrzy Ж i Σ

niedziela, 15 kwietnia 2012

Znowu źle o Eurowizji


Coś długo nie pisaliśmy. A zdarzyło się kilka rzeczy, o których warto wspomnieć. W minionych dniach Eurowizja znów była na ustach opinii publicznej, a to za sprawą Konkursu Eurowizji dla Młodych Muzyków. W zeszłą środę została wyłoniona reprezentantka Polski w tym konkursie, urocza flecistka Jagoda Krzemińska. Jednak żeby napisać o tym wydarzeniu (które emocjonowało mieszkańców wielu dumnych ze swoich młodych muzyków miast i miasteczek), media musiały uczynić pewne wprowadzenie, co to za konkurs. Bowiem wiedza tajemna o ofercie konkursów spod znaku towarowego Eurowizji jest Polakom wciąż obca.

Jak tłumaczono, czym jest konkurs dla młodych artystów? Otóż poprzez zaprzeczanie, jakoby był podobny do święta kiczu, którym jest według naszych niezwykle rzetelnych dziennikarzy główny Konkurs Piosenki Eurowizji. Naprawdę! Używano wszystkich negatywnych epitetów i odwoływano się do wszystkich negatywnych stereotypów, jakie omawialiśmy oraz pewnie do wielu, które by nam w życiu nie przyszły na myśl. I to z jakim często zapałem, nerwem, butą. Obserwowaliśmy to pełni pasji.

Należy jednak podkreślić chlubny fakt, że zainteresowanie Eurowizją dla Młodych Muzyków było duże. Młodzież startująca w eliminacjach, czyli w konkursie Młody Muzyk Roku, cieszyła się lokalnie zasłużoną sławą. Była nawet transmisja wydarzenia w TVP Kultura. Podkreślam ten fakt, bo TVP mogła równie dobrze nie pokazać konkursu, tak jak zamierza nie pokazać głównej Eurowizji.

Czy konkurs dla młodych muzyków jest rzeczywiście lepszy od zwykłej Eurowizji? Może się komuś wydawać, że tak, bo jest na nim prezentowana muzyka klasyczna, zdaniem wielu snobów to od razu budzi respekt, powagę i jest szalenie eleganckie. Ale pod względem zasad konkursu... to wciąż Eurowizja, a nie Konkurs Chopinowski. Oczywiście nie ma w tym nic złego, chodzi o dobrą zabawę. Ale spójrzmy prawdzie w oczy: uczestnicy zagrają po jednym utworze (a to trochę za mało, żeby w wymierny sposób porównać talenty i technikę gry) i w dodatku pianiści będą konkurować z akordeonistami i flecistami (hmmm... brzmi nieprofesjonalnie).

Tak, to wciąż Eurowizja. :) Nic drażniącego przyjemnie snobizm. Ot, fajne europejskie szoł.

Frater Ж

sobota, 7 kwietnia 2012

Jaja

Jaja. To jest coś, co łączy obecne święta z Eurowizją i TVP. Jaja się maluje na Wielkanoc, jaja robią sobie czasem zespoły startujące na Eurowizji, bywa też, że to widzowie robią sobie jaja z pokazywanych podczas konkursu jak najbardziej poważnych występów. Wreszcie: w jajo właśnie robi nas TVP nie chcąc nam zapewnić transmisji z tegorocznego ESC w Baku i uzasadniając niemożliwość transmisji tym, że nie ma konkursu w ramówce i że decyzja jest ostateczna (sic!). Zupełnie nie mają jaj ci, co to wymyślili...

Przypomina nam to taki eksperyment, który wykonał jeden komunikolog. Eksperyment dotyczył kolejki do ksera. W pewnym biurze ustawiła się duża kolejka do wspólnej kopiarki, a nasz komunikolog pojawił się tam i zaczął przepychać w kolejce, tłumacząc ludziom, że powinni go przepuścić, bo "musi coś skserować". O dziwo znakomita większość ludzi nie wysłała go na drzewo i go przepuszczała, uznając, że to dobry powód. Chociaż sami przecież stali w kolejce do ksera z tej samej przyczyny. Czasami wystarczy podać jakikolwiek powód, żeby usprawiedliwić się przed ludźmi i ktoś w TVP o tym na pewno wie.


Żeby było weselej nie zainsynuuję nawet, jak prędko ramówka zostałaby zmieniona, gdyby zdarzyła się żałoba narodowa. :D Nie, żeby było śmieszniej, ja właśnie zaproponuję moją playlistę z jajowymi piosenkami z różnych minionych Eurowizji. Są wśród nich występy śmieszne w sposób zaplanowany i śmieszne mimowolnie. Zapraszam do oglądania TUTAJ. Niektóre z nich bardzo lubię, ale dziś i tak robi mi się przy nich smutno z uwagi na polski odwrót od konkursu. Mam ochotę, słuchając tych piosenek, w lany poniedziałek zalać się łzami zamiast polać ze śmiechu, bo czuję się olany. Co za czasy!

Frater Ж

czwartek, 5 kwietnia 2012

Dementi, pozdrowienia, plany na przyszłość

Pozdrawiamy licznie odwiedzających naszego bloga internautów z forów poświęconych Behemothowi, Nergalowi i muzyce metalowej. :) Widocznie bzdurne notki cieszą się jeszcze lepszym czytelnictwem niż te, w których wyśmiewamy głupie teksty innych autorów. Satysfakcjonuje nas również zainteresowanie zagranicznych gości czytających ostatnią notkę za pomocą google translatora. Podobnie jak pewnie Wy, chętnie obejrzelibyśmy występ Behemotha dzielnie wojującego na Finałach ESC w Baku, niestety wszystko, o czym było we wcześniejszym wpisie było kreacją naszych umysłów i nie ma pokrycia w faktach. Wielka szkoda (TUTAJ coś dla naprawdę rozczarowanych - powinniśmy to dodawać przy każdej notce). Może byśmy nie wygrali, ale byłoby głośno o naszych reprezentantach, ech.

Specjalne pozdrowienia kierujemy do osoby, która trafiła na naszego bloga poprzez desperackie wyszukanie w google: "Czy to prawda, że w tym roku nie będzie Eurowizji?". Tak, to nadal prawda. ;P Pozdrawiamy!


Zastanawiając się wcześniej nad tym, jak powinny wyglądać preselekcje do Eurowizji, dyskutowaliśmy w gronie bojowników także o tym, kogo my chętnie zobaczylibyśmy na scenie jako polskiego reprezentanta. Takie dyskusje odbywają się codziennie w wielu domach członków eurowizyjnego podziemia... Kogo wysłać, aby uniknąć siary? Nasze pomysły były mniej lub bardziej możliwe do zrealizowania, bo dotyczyły mniej lub bardziej osiąglnych gwiazd. Nie zdradzimy na razie, kogo uwzględniliśmy w naszych listach do św. Mikołaja (św. Zajączka), ponieważ natychmiast zniewolił nas doskonały pomysł napisania do tych zespołów i wykonawców, celem uzyskania odpowiedzi na przewrotne pytanie: "Dlaczego nie wystartujecie na Eurowizji?". Mamy nadzieję rozpocząć po Świętach cykl relacjonujący czy i jakie odpowiedzi otrzymamy i w ten sposób stopniowo ujawniać, kogo nagabywaliśmy. :D Lista muzyków, którzy dostaną od nas przedziwną w treści korespondencję nie jest jeszcze zamknięta. Zachęcamy do podrzucania nam nowych pomysłów. Kogo byście widzieli na Eurowizji, jeśli, powiedzmy, Polska wróci, hipotetycznie, do konkursu za, znając TVP, milion lat?

Frater Σ

niedziela, 1 kwietnia 2012

Jednak! Udało się! Nergal reprezentantem Polski na Eurowizji 2012

Chociaż wiele mainstreamowych, polskojęzycznych, prosalonowych mediów kreowało negatywny obraz Eurowizji, obywatele 1. kwietnia 2012 roku zjednoczyli siły i dosłownie obalili czwartą władzę. Polskiemu społeczeństwu udało się solidarnymi protestami we wszystkich miastach w kraju, paleniem opony przed siedzibą TVP oraz rozbiciem "brokatowego miasteczka" na Wiejskiej, wymóc zmianę decyzji w sprawie polskiego startu na tegorocznej Eurowizji. Do strajku przyłączyli się też celebryci.



Jednak! Udało się! Lepiej późno niż wcale. :) Wobec faktu, iż zgłosiliśmy się do konkursu w ostatniej chwili, postanowiono wybrać polskim reprezentantem pierwszy zespół, który wyrazi chęć wyjazdu do Baku. I tym sposobem los nareszcie uśmiechnął się do muzyków z grupy Behemoth, którzy przez wiele lat mogli tylko marzyć o zakwalifikowaniu się do polskich preselekcji. Chłopcy z Behemotha od dawna mieli chrapkę na udział w Eurowizji, jednak była narzeczona lidera zespołu skutecznie szkalowała występy grupy na przesłuchaniach w obawie, że po występie na eurowizyjnej scenie otrzymaliby z pewnością nagrodę Barbary Dex, a to mogłoby rzucić niekorzystne światło także na jej własne buty od Alexandra McQueena.

W wywiadzie udzielonym wrocławskiemu czasopismu "Trójkąter Zeitung" lider Behemotha, Nergal, opowiadał o tym, jak to się stało, że właśnie oni zgłosili się pierwsi. Wcześniejszej nocy miał sen, w którym Violetta Villas mówiła do niego: "Darrriuszu" i: "hator, hator, hator". Podobno uczucie dyskomfortu wywołane tym, że wielbicielka psów wypowiadała kwestie kota Rademenesa, spotęgowane porannym telefonem od posła Macierewicza, który chciał pomówić o dziwnej zbieżności daty śmierci artystki z datą wycofania się Polski z Eurowizji, sprawiły, że Adam Darski zebrał kolegów i popędził do gmachu TVP - gdzie w tej samej minucie podjęto decyzję o konieczności znalezienia reprezentanta na konkurs.

To niesamowity zbieg okoliczności! Reżyser przebojowego "Kac Wawa" już zapowiedział chęć nakręcenia filmu o tym prawdziwym cudzie nad Wisłą. Z jaką kompozycją Behemoth wystartuje na Eurowizji? Podobno linię melodyczną i klaskaną, która będzie wzorowana na "Barce", skomponuje sam Piotr Rubik, a tekst napisze natchniony duchem Wisławy Szymborskiej młody poeta, Andrzej Gołota. To wiadomość z ostatniej chwili, z wypiekami na twarzach czekamy na efekty pracy eurowizyjnego dream teamu. W kuluarach Stadionu Narodowego mówi się nawet o możliwości odwołania tegorocznych Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej, ponieważ teraz wysiłki całego kraju powinny być skupione na przygotowaniach do Eurowizji.

W związku z powyższym nasz blog nie ma dalszej racji bytu i zaraz go skasujemy!
Fratrzy