czwartek, 29 marca 2012

Jak powinny wyglądać satysfakcjonujące eliminacje do Eurowizji?

Do poruszenia tego tematu skłonił nas kolejny trudny do przełknięcia tekst, na jaki natknęliśmy się podczas researchu. Ponieważ zaobserwowaliśmy, że pokazywanie nagatywnych przykładów pisania o konkursie procentuje sporym zainteresowaniem ze strony czytelników, chcemy zaprezentować odnośny tekst: TUTAJ. Jest to wpis (sprzed dwóch tygodni) na blogu lidera zespołu Roan, który brał udział w polskich preselekcjach do Eurowizji. Z jakim skutkiem - a no z takim, że ostatecznie nie został u nas obśmiany w notce o historii polskich startów. :) Wokalista pisze bardzo emocjonalnie, tak jakby się miotał, buntował - ogólnie z powodu wszystkiego. Walczy z Babilonem? No właśnie nie wiadomo z czym. Trochę z TVP, chwaląc konkurs, trochę z konkursem, obwiniając jakieś niezbadane siły o nasze porażki. Ktoś mu w komentarzach zarzuca, że przegrał w preselekcjach i ten tekst jest emanacją jego zawodu. Bardzo nieprecyzyjnie pisze Zbigniew Man... ale jest przecież piosenkarzem, więc ma dobrze nie pisać, lecz śpiewać.

My się jednak dużo domyślać. :) Dla nas ten tekst był punktem wyjścia do rozważań nad formą preselekcji do Eurowizji. Wiadomo, że te polskie są jakieś dysfunkcyjne. Widać to najlepiej po jakości piosenek, jakie wysyłamy. Co więc można zmienić, żeby Eurowizja nie kojarzyła nam się z koniecznością przecierpienia trzech minut występu naszego reprezentanta? Jak wybierają piosenki w innych krajach (zwłaszcza w tych, które lepiej sobie radzą w konkursie)? Jakie są zady i walety różnych metod?

Reprezentanta i piosenkę można wybrać na nieskończoną ilość sposobów. "Sky is the limit", jednak już na wstępie warto zauważyć, że w mało którym kraju wykorzystuje się w tym celu rzut monetą lub sąd boży.


Jak to się robi w Irlandii? Tego byliśmy bardzo ciekawi, bowiem Irlandia to kraj, który wygrał Eurowizję najwięcej razy w historii. Obecnie za prezentowanie pretendentów do reprezentowania kraju w konkursie oraz za przeprowadzanie wyborów jest odpowiedzialna ekipa bardzo popularnego programu "The Late Late Show". W tym roku kandydatów w preselekcjach było pięciu. Głosowanie odbywa się u Irlandczyków w ten sposób, że połowę głosów mają telewidzowie (pewnie wysyłają SMSy), a połowę "regionalne jury". Wcześniej na Eurowizję jechali zwycięzcy śpiewaczego talent show "You're a Star", a jeszcze wcześniej - w czasach największych sukcesów Irlandii, kiedy to m.in. zwyciężyli trzy razy pod rząd! - organizowano tam specjalny festiwal "Eurosong" i podczas niego jury wybierało reprezentanta. Wcześniejszych czasów nie będziemy wspominać, bo metody wyboru piosenkarza sprzed 1980 mogą okazać się zbyt archaiczne. ;P W porównaniu z obecnymi polskimi preselekcjami zauważyliśmy takie różnice:
- artyści i piosenki proponowane na Eurowizję są lepiej znane widzom, bo więcej uwagi poświęca się zaznajomieniu widza ze startującymi w preselekcjach;
- kandydatów jest mniej niż bywa u nas;
- do "załatwienia" sprawy wyboru reprezentanta wykorzystuje się programy, które na antenie telewizji leciałyby tak czy siak, nam wydaje się to dość tanim wyjściem;
- wyobraźnię pobudza ponadto "regionalne jury" - może to jest coś fajnego?
- wykorzystanie do preselekcji talent szołu (co robiono w Irlandii w latach 2003-2005) również wydaje się być na czasie... Czemu u nas cała para kibiców "Idola", "Voice of Poland", "Fabryki gwiazd", "Bitwy na głosy" idzie w gwizdek? To czyste marnowanie energii.

A jak to robią Niemcy? Nasi zachodni sąsiedzi wydali nam się ciekawi, ponieważ odnieśli spektakularny sukces w 2010 roku i to po latach porażek. Przykro to pisać, ale te lata porażek właśnie są elementem, dzięki któremu możemy się z nimi utożsamiać. :) Rozpatrzmy więc następujące zagadnienie: co zmienili w metodzie wyboru reprezentanta na Eurowizję, że ten wybór stał się tak efektywny? Telewizja ARD wzięła się na sposób i wymyśliła w sezonie 2009/10 casting show zatutułowany "Unser Star für Oslo" (w zeszłym roku było to "Unser Star für Düsseldorf", a tegoroczna kontynuacja nosiła tytuł "Unser Star für Baku", bo ta forma wyłaniania reprezentatna, no cóż, się u Niemców przyjęła). Ten program był wynikiem współpracy ARD z prywatną telewizją Pro7, a twarzą przedsięwzięcia był jego producent Stefan Raab. Na czym polegała niezwykłość tych preselekcji? Otóż z ponad 4500 zgłoszeń wybrano dwadzieścioro piosenkarzy, którzy co tydzień przez dwa miesiące prezentowali się na scenie i zmagali jak w "Idolu" (a więc promowali się jak przystało na reality show, odbywali lekcje, próby itp., pokazywali covery znanych piosenek i odpadali lub przechodzili dalej, tak że z odcinka na odcinek uczestników było coraz mniej). Jednocześnie ze zgłoszeniami uczestników trwał nabór zgłoszeń kompozycji, piosenek, takich w formie "partytury i libretta", z których 5 wybrano do prezentacji w finale i które podczas trwania programu były przygotowywane, szlifowane, aranżowane, próbowane przez szczęśliwych finalistów. Te piosenki biły się o honor bycia tą jedną, która pojedzie reprezentować kraj na Eurowizji. Zmaganiom wykonawców i prezentacjom piosenek towarzyszył komentarz jurorów, ludzi ważnych dla niemieckiego show-bizu, w każdym odcinku innych. W ścisłym finale dwie wokalistki wystąpiły z trzema piosenkami, przy czym dwie piosenki (w diametralnie różnych interpretacjach) się na ich występach powtórzyły. Telewidzowie (do których należało 100% głosów) głosowali według tego konceptu tak na wykonawcę, jak i na daną piosenkę. Doskonałe sito eliminacji wyłoniło przebój, który musiał wygrać Eurowizję. Fenomenalne, przecież "po to wiążą słowo z dźwiękiem kompozytor i ten drugi"! Proponuję tym razem rozważyć, dlaczego to nie wypali w Polsce:
- taka forma wyborów reprezentanta jest dość kosztowna, nie jest to jeden koncert (zwykle w wykonaniu TVP odbębniony, nawet i w dzień powszedni, jeśli tak pechowo wypadną Walentynki), lecz cała seria, a to duża inwestycja, do tego angażująca profesjonalistów (koszta, koszta...);
- Niemcy zjednoczyli siły - telewizja publiczna w koprodukcji z prywatną?! W Polsce to na bank by nie przeszło! Dzięki tej współpracy powstał dobry, nowoczesny i emocjonujący casting, który cieszył się sporą oglądalnością, więc telewizje na pewno nie poniosły strat... Ale to nie byłby w żadnym wypadku argument dla TVP, żeby się zbratać z Polsatem lub TVNem, o nie;
- profesjonalny casting i to zarówno dla piosenkarzy, jak i dla muzyków, kompozytorów, tekściarzy? W Polsce po prostu - NIE DA SIĘ!
- tyle uwagi, czasu, organizacji poświęcić na wybór reprezentanta Eurowizji? To też coś niepolskiego, bo z drugiej strony AŻ tak nam nie zależy na dobrym starcie w tym konkursie...


Jak się to robi po włosku? Włochy uznaliśmy za interesującego uczestnika Eurowizji z tego powodu, że w ich powrocie do konkursu po ponad dziesięcioletniej przerwie, upatrujemy ostatecznego dowodu na to, że ranga ESC wzrosła, a jakość występów i prezentowanej tam muzyki jest jak najlepsza. Trudno mówić o tym, że Włosi po powrocie zawsze wybierają świetnego wykonawcę, za którego się nie wstydzą na Eurowizji, bo trudno nazwać drugi raz rutyną... Dotąd byli jednak (i są) bardzo okej, w swoich wejściach proponują muzykę niemodną (w pozytywnym sensie), specyficzną i bez wątpienia łatwą do zidentyfikowania jako włoska. Jakim kluczem kierują się przy wyborze reprezentanta? Ano, mają taki festiwal muzyczny w Sanremo i zwyczajnie wysyłają zwycięzcę tego festiwalu (ściślej: części dla debiutantów) lub (w tym roku) osobę wskazaną przez jury festiwalu, jako ta, której proponują wyjazd na Eurowizję. Skoro mają taki festiwal, jak Sanremo, byliby głupi, gdyby nie użyli go do wybrania wykonawcy na międzynarodowy konkurs. :) Czy to ma szansę powodzenia w Polsce? Otóż:
- mamy festiwal w Opolu i ten w Sopocie, więc czemu nie?
- ranga naszych festiwali może nie jest tak wybitna, ale z drugiej strony nikt nie będzie chyba bronił tych żałosnych preselekcji na klatce schodowej nowego budynku TVP (chociaż... może zwyczajnie nie wiemy o osobach emocjonalnie przywiązanych do tego konceptu?);
- to rozwiązanie jest tanie, otrzymujemy dwie pieczenie z jednego ognia;
- możliwe, że trzeba by trochę zmodyfikować formuły rodzimych festiwali, żeby przystawały do pełnienia funkcji preselekcji do Eurowizji (to wymaga pracy, a więc NIE DA SIĘ);
- niektórzy uznają zapewne za krok do tyłu pozbycie się audiotele na rzecz powrotu fachowego jury...

Zainteresowaliśmy się także sytuacją w Finlandii, Rosji, niektórych krajach bałkańskich oraz wyborami reprezentanta w Gruzji, która przez kilka lat swoich występów zawsze nas pozytywnie zaskakiwała. Notka wyszła już jednak strasznie długa, a ich metody nie były jakieś strasznie odkrywcze. Na życzenie możemy dodać drugą część naszych (jałowych - wobec polskiego wycofania się z konkursu) rozważań. Jak widać koncepcje krajowych preselekcji są bardzo różne w różnych krajach, ale można odnieść wrażenie, że wszędzie telewizje mają lepsze pomysły niż TVP. To niewesołe wnioski. Tym razem z niecierpliwością czekamy na komentarze zawierające oryginalne pomysły na wybranie (hipotetycznego) reprezentanta Polski na Eurowizję. :) Może jest jakiś kraj, który przeoczyliśmy, a w którym wyboru dokonuje się naprawdę awangardowo? A może ktoś ma jakiś błyskotliwy pomysł - z głowy, czyli z niczego?

Fratrzy Σ i Ж

2 komentarze:

  1. Jest jeszcze "Kocham Cię Polsko" - program tak bardzo żenujący, że preselekcje do Eurowizji w jego ramach podniosłyby mu poziom w niewiarygodny sposób:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Włochy pfff... drugie miejsce w 2011 tylko i wyłącznie dzięki idiotycznemu jury którzy w prezencie za powrót dawali im najwyższe noty... niezły przekręt a ich muzyka jest tak żałośnie zacofana że szkoda gadać.

    OdpowiedzUsuń